Kredyt jak choroba?

Nazwijcie to szaleństwem, ale jest w nim pewna metoda – starsze pokolenia, pokolenia naszych babć i dziadków, mawiają, że kredyt w życiu człowieka jest jak choroba. Pewnie mają na myśli taką przewlekłą – że się ciągnie za człowiekiem, ciążąc, rzecz jasna, że trudno się go pozbyć, że trzeba nauczyć się z tym żyć, kiedy… wcale się nie chce.
Coś w tym jest. Ci, którzy mają na karku ogromne zobowiązania, na przykład wielki kredyt hipoteczny, mogą czuć się, jakby żyli na tykającej bombie, niczym na ostrej niewydolności serca lub zaawansowanej cukrzycy. Ale czyż nie jest często tak, że na choroby, zwłaszcza przewlekłe, sami sobie zapracowujemy? Naszymi uprzednimi wyborami, stylem życia… Tak samo jest z kredytem! Jeśli zawsze byliśmy rozrzutni, i będziemy, każdy kolejny kredyt będzie jedynie pętlą u szyi. Ale jeśli prowadzimy się zdrowo, tak w odżywianiu, jak i w finansach, żadne zobowiązanie nie jest nam groźne, żaden kredyt. Hipoteczny również. Podchodźmy więc z dozą rozsądku, zachowawczo i z uśmiechem do dawnych porzekadeł, pamiętając również, że każdy medal ma dwie strony, czyż nie tak samo jak kredyt? Hipoteczny tym bardziej.